24 listopada
24 listopada, 1912
Potem ona kategorycznie oświadcza, że się nie rozwiedzie. Chwila zupełnego oszołomienia; coś, czego przeżyć wprost - nie można. Potem zaczynamy chodzić; mało mówimy; patrzymy sobie w oczy. (…) Czytam jej pod latarnią sonet. (…) A przy tym wszystkim w głębiach ta niepewność - czy ona to robi z poczucia obowiązku, czy z filantropii, czy z wielkiej miłości do niego, czy braku miłości dla mnie. - Wciąż mi się mimo woli nasuwa paralela tamtego wypadku - ona mnie nie kocha tak jak tamtego.
Bronisław Malinowski